Stowarzyszenie Thunder Independent - ul. Józefa Szanajcy 18A lok. 4, 03-481 Warszawa - Polska

Uroczystość w Karpiskach

W poniedziałek 13 marca 2023 roku, zostaliśmy zaproszeni do uczestniczenia w obchodach 80 rocznicy zrzutu Cichociemnych, która miała miejsce w m. Karpiska (gmina Kołbiel). Podczas pięknej ceremonii mieliśmy okazję odczytać biogramy Cichociemnych oraz złożyć wiązankę kwiatów pod pomnikiem upamiętniającym to wydarzenie. W uroczystościach brali udział mieszkańcy, lokalne władze oraz uczniowie szkół podstawowych. Dziękujemy!

 Operacja Lotnicza „Stock”

Jedna z pięciu operacji lotniczych związanych z przerzutem Cichociemnych, przeprowadzonych w nocy z 13 na 14 marca 1943 roku. W operacji brali udział:

  • płk Iranek Osmecki Kazimierz, ps. Heller
  • kpt. piech. Strumpf Witold, ps. Sud
  • ppor. Rossiński Czesław,  ps. Kozioł
  • ppor. Hörl Jan, ps. Frog

Nad okupowaną Polskę dotarli oni na pokładzie samolotu Halifax DT-726 „H”. Dowódcą załogi samolotu był kapitan nawigator Mieczysław Kuźnicki.

Zrzut miała odebrać placówka odbiorcza „Koza” między Celestynowem, a Pilawą, w okolicy wsi Karpiska, jednak ekipa cichociemnych została zrzucona pomyłkowo piętnaście kilometrów od wyznaczonego miejsca. Prawdopodobnie nawigator wziął światła stacji kolejowej za sygnały placówki odbiorczej. Kazimierz Iranek-Osmecki po skoku zawisł ze spadochronem na drzewie, po jakimś czasie zdołał samodzielnie się uwolnić. Wkrótce na miejsce przybył niemiecki patrol motocyklowy, jednak skoczkowie zdołali rozpłynąć się w ciemnościach. Nad ranem podczas poszukiwań prowadzonych przez niemiecką żandarmerię odnaleziono ukryte w pośpiechu zasobniki ze sprzętem oraz pasy z dolarami.

„Nie znałem Halifaxa, ani nie widziałem go nigdy z bliska. Gdy wystartowaliśmy, kapitan objaśnił, że będziemy lecieć kilka godzin nad morzem a widok będzie mało pociągający; szkoda tracić czas, lepiej się wyspać przed wysiłkiem jaki nas czeka. Próbowaliśmy to zrobić, niestety uniemożliwił nam to sam wnioskodawca. Ruchliwy i pyskaty, rodem ze Lwowa, nie mógł ani usiedzieć na miejscu, ani milczeć. Sód, szef ekipy, spokojny i opanowany, z zawodu inżynier, widać sumienny i obowiązkowy, raz jeszcze skontrolował, czy chłopcy nie zapomnieli haseł i adresów kontaktowych. Janek i Frog, chłopcy młodzi, ale zrównoważeni i opanowani, robili wrażenie bardzo dobre. Układali plany, jak postąpią po przybyciu do kraju. Dispatcher obwieścił nam, że zbliżamy się do brzegów Danii. Trasa stawała się coraz bardziej urozmaicona. Przelatywaliśmy nad uprawnymi polami. Ich regularne działki były obramowane wyraźnymi liniami szos, kanałów i rzek. W jednej z miejscowości odczytaliśmy godzinę na zegarze umieszczonym na kościelnej wieży, jasno oświetlonej blaskiem księżyca. Dochodziła 22.00. Z namaszczeniem oczekiwaliśmy chwili, kiedy znajdziemy się nad Polską. Niestety, nie udało się wypatrzyć żadnych znaków, które mogłyby nam to wskazać. Nad Polską, w skupieniu zajęliśmy miejsca. Rozmowy, prowadzone dotąd normalnym głosem przeszły w szept. Po chwili, otrzymawszy przez domofon jakieś zlecenia od dowódcy załogi, dispatcher otworzył klapę, przykrywającą dziurę w podłodze kabiny. Uderzył w nas zimny i przejmujący powiew wiatru. Jakże dziwnie drżą kolana, a szepty nasze, chociaż wypowiadane z nienaturalną pewnością siebie – i one ulegają jakimś niezwykłym drganiom. Tak, to niewątpliwie wrażenie wywołane świadomością, że za chwilę nastąpi akt, do którego sposobiliśmy się tak długo: skok – i spotkanie z ziemią ojczystą. Przycupnęliśmy do podłogi kabiny mocno, dłonie silne wsparte wzdłuż uda. Umysł nie pracuje już zupełnie. Za chwilę staniemy się automatami, ale nie bezwolnymi. Ta właśnie wola będzie musiała za chwilę przejść najwyższą próbę sprawności. Szczek otwieranych klap oznajmił nam zwolnienie Zabników z materiałem. Prawie jednocześnie ukazało się zielone światło sygnalizacyjne i przeraźliwy wrzask: GO! Za” Sódem” znikającym w czeluściach dziury, zsunął się błyskawicznie „Frog”, mój ześlizg w dziurę udał się lepiej niż kiedykolwiek. Sekunda wątpliwości, czy nie zawiedzie spadochron – ta myśl góruje nad wszystkim. Ale już po chwili poczułem pewne oparci w rozpostartej czaszy spadochronu, doznałem ulgi i pewności siebie. Niebawem natłok innych, nieoczekiwanych spostrzeżeń odwrócił moja uwagę od tego, co działo się w powietrzu. Obserwując okolicę podczas opadania w dół nabrałem przekonania, że nie zostaliśmy zrzuceni na wybraną placówkę, znaną mi sprzed lat. Oto na prawo, w nieznacznej odległości mija rząd świateł, zbliżających się w moim kierunku, przeciągły gwizd lokomotywy oznajmia zbliżanie się pociągu, niewątpliwie osobowego. W miarę opadania dostrzegłem budynek stacyjny. Był niezbyt duży Ludzi kręciło się niewiele. Nieliczne tory olejowe i rząd przyciemnionych latarń wskazywały, że jest to jakaś mała stacyjka. Pociąg jest tuż, tuż, a lokomotywa powtórnie – jakże rozdzierającym nocną ciszę gwizdem – daje sygnał wjazdu. Pomyłka staje się oczywista: nawigator wziął światła stacyjne za sygnały placówki? Ziemi przybliża się do mnie coraz szybciej, cała więc uwagę należało poświęcić na jej spotkanie. Zanurzenie nóg, a później całego ciała w coś kującego, trzask łamanych gałęzi i przebicie się przez gęstą koronę sosny, wreszcie zawiśniecie w powietrzu na skutek zaczepienia się czaszy spadochronu o gałęzie – oto by ostateczny efekt i tak już emocjonującej, chociaż krótkotrwałej podróży Halifaxa na ziemię ojczystą. Oto nowa, przykra sytuacja, z której trzeba wybrnąć jak najszybciej. Czyżby miały one być związane z datą odlotu z Anglii? Wystartowaliśmy bowiem 13 marca. Ponowny gwizd lokomotywy, zwiastujący  odejście pociągu ze stacji, uświadomił mi złośliwy splot wydarzeń. Po chwili już światełka z okien pociągu przejeżdżającego obok. Każdy z pasażerów,, gdyby zwrócił wzrok w moim kierunku,  musiałby zauważyć białą czaszę spadochronu rozpostartego na koronie najwyżej, masztowej sosny, stojącej na samym skraju lasu.  Nikomu jeszcze w życiu nie składałem tak życzliwych życzeń smacznego snu, jak w tej chwili wszystkim niemieckim pasażerom. Po kilku wahnięciach w kierunku brzozy uchwyciłem kilka gałązek i przyciągnąłem je do siebie. Pierwsza próba, wykonana zbyt gorączkowo, nie udała się. Próby dźwignięcia ciała na wysokość punktu zawieszenia, by od pętli uwolnić się uwolnić rękami, nie powiodły się.  Krew napływała do glwy, naciągnięcie wszystkich mięśni w nienaturalnym położeniu ciała, nie przywykłego do takiej pozycji, odbierały mi siły z gwałtowną szybkością. Nieuchronnie zbliżała się utrata przytomności. Jeśli to nastąpi, wówczas skończy się cała przygoda. Wspominałem słowa wypowiedziane w Londynie przy pożegnaniu: „Żebyś tylko odleciał szczęśliwie, wie,, że w Polsce dasz sobie rade”.  Okazało się, że możliwość dostanie się do ziemi odległej o kilka metrów jest trudniejsze niż pokonanie 1000 mil. – Kazimierz Iranek-Osmecki „Antoni”.

płk Iranek Osmecki Kazimierz, ps. Heller (1897–1984).

Pochodził z Podkarpacia. Uczył się w II Gimnazjum w Rzeszowie. Od 1913 roku był członkiem Związku Strzeleckiego. Pod koniec 1916 roku wstąpił do Legionów Polskich. Służył w 1 Pułku Piechoty. Po kryzysie przysięgowym został wcielony do armii austriackiej i wysłany na front włoski. Zbiegł do Polski i podjął działalność w Polskiej Organizacji Wojskowej. W listopadzie 1918 roku ochotniczo wstąpił do Wojska Polskiego. Początkowo służył w 23 Pułku Piechoty, a następnie w Grupie pułkownika Leopolda Lisa-Kuli. W marcu 1919 roku został oficerem sztabowym I Brygady Piechoty Legionów. Rok później był referentem Sekcji Piechoty w Departamencie Broni Głównych Ministerstwa Spraw Wojskowych. Pod koniec 1920 roku przeszedł do Dowództwa Żandarmerii Polowej.

Po zakończeniu wojny z bolszewikami pozostał w wojsku. Służył w kilku jednostkach piechoty. W latach 1929–1930 odbył kurs w Wyższej Szkole Wojennej w Warszawie. Po zdobyciu dyplomu naukowego oficera dyplomowanego pracował jako wykładowca w Wyższej Szkole Wojennej. W 1939 roku otrzymał awans do stopnia podpułkownika. Podczas kampanii wrześniowej był oficerem Sztabu Naczelnego Wodza. W połowie września został oddelegowany do Rumunii, gdzie objął obowiązki zastępcy kierownika ekspozytury wywiadowczej w Bukareszcie Oddziału II Sztabu Naczelnego Wodza. Pod koniec 1939 roku złożył przysięgę na rotę Związku Walki Zbrojnej. Na rozkaz przełożonych w czerwcu 1940 roku przyjechał do Francji. Krótko był szefem Oddziału II Komendy Głównej Związku Walki Zbrojnej. Po ewakuacji do Wielkiej Brytanii i przeniesieniu Komendy Głównej ZWZ do okupowanej Polski kierował referatem informacyjno-wywiadowczym w Oddziale VI Sztabu Naczelnego Wodza.

W listopadzie 1040 roku został wysłany do kraju jako emisariusz Naczelnego Wodza generał Władysława Sikorskiego. Pod koniec grudnia dotarł do Warszawy. 21 stycznia 1941 roku na rozkaz komendanta głównego ZWZ generała Stefana Roweckiego ruszył w drogę powrotną. 15 kwietnia zameldował się w Londynie i wrócił do Oddziału VI. Po kilkakrotnych prośbach generała Roweckiego o oddelegowanie go do Polski nocą z 13 na 14 marca 1943 roku w ramach operacji lotniczej „Stock” został przerzucony do kraju. Bezpośrednio po przybyciu do Warszawy otrzymał awans do stopnia pułkownika i objął stanowisko szefa Oddziału IV Komendy Głównej Armii Krajowej. Na początku 1944 roku szefem Oddziału II – komórki informacyjno-wywiadowczej Komendy Głównej AK. Szefem wywiadu AK pozostawał do końca powstania warszawskiego. W czasie powstania służył jako oficer Komendy Głównej Armii Krajowej. Jako przedstawiciel generała Tadeusza Komorowskiego prowadził rokowania kapitulacyjne. 3 października 1944 wspólnie z podpułkownikiem Zygmuntem Dobrowolskim podpisał układ o zaprzestaniu działań wojennych w Warszawie. Od 5 października przebywał w niewoli niemieckiej. Po uwolnieniu przyjechał do Londynu, gdzie został oficerem Gabinetu Naczelnego Wodza. Do końca życie pozostał na emigracji. Aktywnie działał w środowiskach polonijnych i kombatanckich. W lutym 1965 roku otrzymał awans do stopnia generała brygady, jednak go nie przyjął, twierdząc, że ważniejszy był awans na stopień pułkownika z okresu wojny. Do końca życia mieszkał w Wielkiej Brytanii.

kpt. piech. Strumpf Witold, ps. Sud  (1905–1945).

Przyszedł na świat w Warszawie. Jako gimnazjalista wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej, kiedy ochotniczo został łącznikiem Legii Akademickiej przy dowództwie Grupy Fortyfikacyjnej nr 7 w Warszawie. W 1923 roku zdał egzamin dojrzałości i rozpoczął studia na Wydziale Chemii Politechniki Warszawskiej. W 1932 roku uzyskał dyplom inżyniera chemika. Pracował jako urzędnik państwowy. Podczas kampanii wrześniowej nie został zmobilizowany. 18 września przeszedł do Rumunii, a następnie dotarł do Francji. Został słuchaczem Szkoły Podchorążych Piechoty w Coëtquidan. Po klęsce Francji został ewakuowany do Wielkiej Brytanii, gdzie objął stanowisko dowódcy patrolu rozpoznawczego 1. Brygady Strzelców. Zgłosił się do służby w kraju i przeszedł przeszkolenie w zakresie legalizacji i fałszowania dokumentów.

Podczas przerzutu do okupowanej Polski skoczkowie omyłkowo zostali zrzuceni kilkanaście kilometrów od wyznaczonego miejsca. Cichociemni zauważyli w okolicy niemiecki patrol i pośpiesznie ukryli spadochrony i pasy z pieniędzmi przeznaczonymi na działalność podziemia. Rano na miejsce zrzutu przybyła niemiecka żandarmeria, która odnalazła ukryte przedmioty. Władze podziemia wszczęły śledztwo w sprawie niedbałego ukrycia pieniędzy. Witold Strumpf został oskarżony o zaniedbanie. Latem 1943 roku Wojskowy Sąd Specjalny przy Komendzie Sił Zbrojnych w Kraju na rozprawie bez udziału oskarżonego oddalił zarzuty.

Po aklimatyzacji do realiów okupacyjnych otrzymał przydział na stanowisko zastępcy szefa Wydziału Legalizacji Oddziału I Organizacyjnego sztabu Komendy Głównej Armii Krajowej. Podczas powstania warszawskiego W powstaniu warszawskim służył w sztabie Podobwodu Śródmieście Południowe. Po kapitulacji powstania wyszedł z miasta z ludnością cywilną. Udał się do Częstochowy, gdzie przystąpił do odtwarzania Wydziału Legalizacji. Pod koniec 1944 roku został aresztowany przez gestapo. Osadzono go w niemieckim obozie koncentracyjnym KL Gross-Rosen. Został zamordowany w styczniu 1945 roku podczas ewakuacji obozu.

ppor. Hörl Jan, ps. Frog  (1921–1943).

Urodził się 28 maja 1921 roku w Sulejówku, w 1939 roku Jan Hörl ukończył pierwszą klasę licealną w VI Państwowym Liceum i Gimnazjum im. Tadeusza Reytana w Warszawie. Podczas kampanii wrześniowej nie został zmobilizowany. W październiku 1939 roku zameldował się we Francji. Trafił do Szkoły Podchorążych Broni Pancernej w Sérignan. Odbył także kurs pancerno-motorowy. W trakcie kampanii francuskiej walczył w szeregach 10. Brygady Kawalerii Pancernej. W czerwcu 1940 roku został ewakuowany do Wielkiej Brytanii, gdzie otrzymał przydział do 66. batalionu czołgów. Zgłosił się do służby w kraju i przeszedł szkolenie w zakresie dywersji. 29 listopada 1942 roku złożył przysięgę na rotę Armii Krajowej.

Po przerzucie do okupowanej Polski odbył w Warszawie standardową aklimatyzację do życia w warunkach okupacji i otrzymał przydział do Okręgu Lublin AK. Krótko przed wyjazdem do miejsca przeznaczenia, 29 kwietnia 1943 roku został aresztowany wraz z siostrą oraz cichociemnymi Januszem Jaroszem i Olgierdem Stołtyhwą przez niemiecką policję kryminalną pod zarzutem handlu bronią. Przeszedł brutalne śledztwo. 7 maja 1943 roku został rozstrzelany w ruinach warszawskiego getta.

ppor. Rossiński Czesław,  ps. Kozioł  (1907– 1945).

Urodził się w Buzułuku nad rzeką Samarą w Rosji. W 1920 roku razem z rodzicami wrócił do Polski. Ukończył Państwowe VI Gimnazjum im. Tadeusza Rejtana w Warszawie. W 1927 roku zdał egzamin dojrzałości. Tytuł inżyniera zdobył na Wydziale Rolniczo-Leśnym Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Od 1933 roku pracował jako leśnik. Podczas kampanii wrześniowej był żołnierzem 4 kompanii Batalionu Korpusu Ochrony Pogranicza „Orany” na Wileńszczyźnie. Uczestniczył w walkach z Armią Czerwoną. W październiku 1939 roku przekroczył granicę polsko-litewską i został internowany. Zdołał zbiec i pod koniec 1939 roku dotarł do Francji. Otrzymał przydział do 3 Pułku Piechoty. Odbył kurs w Szkole Podchorążych w Camp de Coëtquidan. Podczas kampanii francuskiej został kontuzjowany. W czerwcu 1940 roku został ewakuowany do Wielkiej Brytanii. W 1942 roku zgłosił się do służby w kraju.

Po wylądowaniu w okupowanej Polsce i aklimatyzacji w Warszawie otrzymał przydział do Okręgu Lublin Armii Krajowej. Został szefem Kedywu Inspektoratu Radzyń Podlaski. Wkrótce objął dowództwo grupy dywersyjnej działającej w Obwodzie Lublin-Miasto Inspektoratu Lublin. Od maja 1944 roku był dowódcą oddziału partyzanckiego Kedywu. Wkrótce formacja ta została kadrowym plutonem w 8 Pułku Piechoty Legionów AK. Brał udział w wielu akcjach zbrojnych, takich jak ataki na niemieckie posterunki i transporty kolejowe, likwidacja kolaborantów i funkcjonariuszy okupanta.

Po wkroczeniu Armii Czerwonej do Lublina 8 Pułk Piechoty AK został rozbrojony. Jesienią 1944 roku jednostka została odtworzona, a Rossiński został jej dowódcą. W listopadzie brał udział w naradach, podczas których m.in. rozważano możliwość przeprowadzenia zamachu na czołowego polskiego komunistę Bolesława Bieruta. Ostatecznie pomysł ten został porzucony. Pod koniec 1944 roku został aresztowany przez NKWD. Podczas brutalnego śledztwa oskarżano go o prowadzenie przygotowań do zamachów na najważniejszych polskich komunistów. Został skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano 12 kwietnia 1945 roku w więzieniu na Zamku Lubelskim. 11 maja 1990 roku został uniewinniony i zrehabilitowany na mocy postanowienia Sądu Najwyższego.